m.in. Most Siekierkowski - Siekierki - Góra Czerniakowska - ulic nie pamiętam - nad Wisłą do Mostu Gdańskiego i na drugą stronę - potem wałęsanie się po Pradze ;) i do domu...
Ciepło :)
Mój aparat w nocy nie umie robić ładnych zdjęć, a nawet jakby umiał, to by nie zrobił, bo mu się baterie wyczerpały na początku wycieczki ;) Później zobaczę co wyszło i jak coś sensownego, to wstawię ;)
Opis i fotki jak się wyśpię ;] *** Czy się wyspałam, to sprawa dyskusyjna, ale jestem dość przytomna by sklecić parę słów.
Trasa: (tyle co pamiętam) Miedzeszyn - Józefów - Otwock - Karczew - bliżej niezidentyfikowane błota - jakieś wioski, których nazw nie pamiętam - Góra Kalwaria - Czersk - znowu wioski - Konstancin-Jeziorna - Wilanów
Do Miedzeszyna komunikacją miejską :D Stamtąd już przy użyciu własnych nóg. Celem wycieczki były ruiny zamku w Czersku. Po drodze kilka razy łapał nas lekki deszcz. Dzięki temu się dowiedziałam, że moja bluza nie przemaka ;]
***
Bikestats w końcu działa :D
Czerwony działa jak płachta na byka? Możliwe, ale przynajmniej się nie zgubiłam ;)
Z trasy powrotnej za wiele zdjęć nie ma, bo było ciemno, zimno, deszczowo i do domu daleko ;) Włamania do nieczynnej z powodu remontu tężni w Konstancinie osobiście nie udokumentowałam ;)
Pałac w Wilanowie. Dobrze, że ogrodzenie nie było pod prądem ;)
Około 21.00 oczom naszym ukazała się wreszcie mekka strudzonych rowerzystów: McDonald's :D A potem kolejny odcinek zaliczany do sportów ekstremalnych, czyli komunikacja miejska ;]
Trasa: dom - al.Stanów Zjednoczonych - Wał Miedzieszyński - Wybrzeże Szczecińskie - Wybrzeże Helskie - Most Gdański - Wybrzeże Gdańskie i Gdyńskie - Lasek Bielański (Dewaitis) - Marymoncka - Podleśna - Wybrzeże Gdyńskie - i powrót tą samą drogą (oczywiście nie obyło się bez korzystania z mapy :/)
Sezon rowerowy tak jakby rozpoczęty :D Piękne słońce :)Troszkę zimno, ale bez przesady ;)Muszę przyznać, że moja szanowna d*** odwykła od siodełka :/ Nogi też dały o sobie znać... Ale to tylko znak, że żyję ;] Gorzej z rowerem... trzeba mu przegląd zrobić, bo przerzutki trochę działają jak chcą :/ Hehe, zmierzyłam odległość, jaką kilka razy "udało mi się" przebiec w przypływie nadmiaru energii, wyszło 3,7 km :D (no ale zawsze do tego dochodziło 11 pięter schodów ;)) Czas jazdy bardzo "na oko".
W końcu nie razi mnie słońce :D Tam jest zima, tam nie jadę - Lasek Bielański Kaczki :) Nie, nie... to nie jest Lasek Bielański :D to jest podglądanie przez płot zwierzyny w ZOO ;]
Nie mogłam nie wykorzystać tego pięknego zimowego słońca :) Na zajęcia na Ciołka i z powrotem. Tyle mojego :( Wracając, po ciemku, zabłądziłam na Polach Mokotowskich i stwierdziłam, że dalej ścieżką rowerową nie jadę, bo do rana nie dojadę jak zabłądzę :/ Podenerwowałam kierowców na trasie łazienkowskiej ;) Wcześniej w kilku miejscach też "nie w te mańke" pojechałam.... ehhh nienawidzę Warszawy :[ Dwukrotnie (raz "tam" i raz wracając) złapał mnie kryzys - bardziej natury psychicznej niż fizycznej. Ale dojechałam i wróciłam i to się liczy ;) Koleżanki i koledzy się na mnie jak na wariatkę patrzyli :D
W końcu się zdobyłam na to, żeby pojechać rowerem na zajęcia :D Super hiper ekstra ;] Odległość orientacyjna, bo zapomniałam licznika :/ Trasa: Praga Południe - Most Siekierkowski - Pole Mokotowskie - Księcia Trojdena; powrót przez Most Łazienkowski Trochę błądzenia i zerkania na mapę, ale bez większych wpadek ;) Tzn. oprócz jednej - na ...słup :D Otóż jadę sobie Wałem Miedzieszyńskim i się rozglądam "gdzie ja k... jestem? co to za skrzyżowanie?" i nagle jeb w słup (na szczęście przerysowałam go tylko rogiem kierownicy i ucierpiała jedynie lampka, która postanowiła znów nie świecić :/) Miesiąc przerwy i zmachałam się jak 60-latek po zawale :D Gorąco... Schłam przez 3 godziny zajęć ;)
Próba zaprzyjaźnienia się z Warszawą cz. II - "I'm alive" Musiałam wypróbować nowy nabytek, jakim jest bluza Biemme z systemem A-TEX (cokolwiek to znaczy ;)). A nabyć nie było łatwo, bo mój rozmiar musiałam specjalnie zamawiać :D Ale było WARTO :D Po prostu jazda miodzio... Nie mając prawie "nic" na sobie, nie zmarzłam ani trochę, wręcz przeciwnie, a zimno dzisiaj jak diabli :D W końcu znalazłam miejsce, w którym mogę się ewakuować z Pragi Południa na drugą stronę Wisły ;) A łatwo nie było...
Była po drodze :D
A on mi się zawsze podobał (nawet taki niewyraźny ;)): I w innym wcieleniu:
Śniło mi się, że jeżdżę rowerem - zakładam kask, zeruję licznik, wpinam się w SPD-y i jadę... I czuję tą radość płynącą z jazdy. Heh...więc dobre i tyle :/ Tylko, że jazdą tego raczej nazwać nie mogę - to było zwiadowcze badanie terenu, nawet mapa niewiele pomogła, bo co z tego, że na mapie ścieżka jest, skoro w terenie oznakowanie takie sobie... Szybko mi się znudziło :(
Nawet nie wiedziałam, że mam pod nosem taki piękny kawałek "natury": Moim zdaniem porażka :/
Już to jest lepsze :D Niestety dla mnie nie przejezdne...
Ale za ten kawałek całkiem sympatyczny: Tyle, że miał jakieś 50m :/
Poza tym nogi już czuję, że nie te co miesiąc temu :( No i dopóki sobie jakiejś kurtki odpowiedniej nie sprawię, to nici z przyjemnej jazdy. A nie zanosi się finansowo na to w najbliższym czasie :( Podsumowując: szlag mnie niedługo tu trafi w tej Warszawie, jedna wielka porażka :/
A to dowód na to, że "każdy z Warszawy jest na głowie swej kulawy" :DDD
Together forever :D Hrubieszów - Warszawa (buahahaha) :D Trasa: Stadion X-lecia - Rondo Wiatraczna - Przyczółek Grochowski Tak dziwnie to ja dawno temu nie jechałam :D Z duuużym plecakiem na plecach, który ograniczał mi możliwość podnoszenia głowy "do góry" i z torbą na kierownicy :D Ale dałam radę :D Po drodze zgubiłam tylną lampkę (pozbierałam, złożyłam, świeci ;]) i parę imbusów (też pozbierałam ;]), bo nie zauważyłam, że mam otwartą torebkę pod siodełkiem... :/ Bez szwanku jednak się nie obeszło, technika walki z drzwiami od garażu nie jest dopracowana - mam na łydce braki skóry ułożone w kształcie pedała :D Tak swoją drogą, to mi smutno, że nie mogę mieszkać z Nim w pokoju ;) Dzieli nas szalone jedenaście pięter :( A... no i jeszcze czapka :( Moja super hiper zajebiaszczo wyczesana czapka :( Z uszami czapka :( Została w autobusie ;(
Krótko, ale ważne, że znów razem :)))) Co tu dużo opisywać... już wczoraj sobie powiedziałam, że dziś pojadę. Gdziekolwiek, nieważne czy będzie padał deszcz, śnieg, czy będzie ciemno czy nie, czy nadejdzie huragan, trzęsienie ziemi lub powódź, nieważne :) I w ten oto sposób zaliczyłam swoją pierwszą jazdę zupełnie po zmroku :D Ale spokojnie, oświetliłam się jak choinka na Boże Narodzenie i samochody mnie elegancko wymijały (omijały/wyprzedzały? nie wiem, zawsze miałam problem z rozróżnieniem tych pojęć ;)) Zimno nieco... i znów zapomniałam chusteczek więc się cała zasmarkałam ;]
Fotków nie ma, bo nie mam ze sobą aparatu. A szkoda, bo był całkiem niezły zachód słońca :/
Po długiej przerwie wymuszonej nauką, egzaminem i poszukiwaniem mieszkania w Warszawie i innymi sprawami mniej naukowymi ;) ta jazda była nieziemsko przyjemna :D
Trasa standardowa, przez Nieledew, lekko skrócona.
To nic, że było zimno jak *****, to nic, że za grubo się ubrałam, to nic, że każdy oddech powodował ból zatok i oskrzeli, to nic, że się cała zasmarkałam... ważne, że w końcu mogłam się wyżyć - średni puls 161 :D Mogłam w taki sposób uczcić swoje małe własne naukowe zwycięstwo ;] Będę musiała się teraz tłuc po Warszawie, bleeee... :/
Pomykam dla przyjemności po okolicy, a mój rower to Kross Raven Meadow - oponki na większy teren się nie nadają, ale dają radę na naszym polskim asfalcie, który czasem trudno zaliczyć do kategorii "szosa" ;)