Mega dystans... Ale po prostu więcej nie dałam rady :/ Musiałam sprawdzić czy mocno mnie boli noga. No i ten tego... shit jest :( Przez to, że w SPD-ach jest inny mechanizm pedałowania odnowiła mi się (po raz kolejny) ubiegłoroczna kontuzja. Do tego małe niedocukrzenie po drodze :/ Rewelacja, żyć nie umierać :D Wiatr mało mi głowy nie urwał... No i ominął mnie rajd z HnR na Ukrainę (135 km).
Pozdrowionka dla zaglądających :) I dla tych czytających mojego bikeloga o 3.00 nad ranem, niekoniecznie z nudów ;):P
Lublin - Piaski - Krasnystaw - Hrubieszów (rozdrabniać się nie będę ;)).
Przyznam, że nie było łatwo, a już zwłaszcza ostatnie 30 km nie były łatwe ;) Prawie bez przygód. A mianowicie, po morderczym podjeździe w Łopienniku Nadrzecznym zrobiłam sobie dłuższy postój. I tam najpierw straciłam 0,5l napoju izotonicznego, bo przewróciłam odkręcony bidon, a później ruszając z parkingu zaliczyłam pierwszą "spd-ową" glebę ;] Nie wiem jak ja to zrobiłam, pewnie mój lewy neuron przysnął. Na szczęście chyba nikt tego nie widział, bo musiało wyglądać przekomicznie :D No i lewe kolano oraz prawa ręka straciły pierwotny wygląd... W Krasnymstawie wizyta w aptece po wodę utlenioną, wydłubywanie kamyczków z kolana i jazda dalej :D Ale tak w ogóle to suuuper ;) Przyznam się tylko, że oszukiwałam, bo śledziłam od kilku dni kierunek wiatru na mapie pogody i gdyby nie był w plecy, to nie wiem czy bym pojechała ;)
Wypad zwiadowczy Andersa (ścieżką do Unii Lubelskiej) - Fabryczna - Droga Męczenników Majdanka - Świdnik - powrót przez Al. Tysiąclecia - E. Graffa do Mełgiewskiej i ścieżką do domu.
Jak ja nienawidzę jeździć po mieście :/ Chciałam się zorientować którędy lepiej wyjechać na Piaski, bo planuję jutro wyprawę do Hrubieszowa :D Nie wiem tylko czy to dojdzie do skutku, bo dzisiaj jakaś taka niemoc we mnie wstąpiła i odebrała mi zapał do wyczynowej odległości... Zobaczymy... ;)
Nie lubię też sytuacji kiedy to droga rowerowa przecina boczną uliczkę, a dwumetrowy żywopłot skutecznie utrudnia widoczność. Sorry, ale nie będę się zatrzymywała za każdym razem i wyglądała za róg czy przypadkiem coś nie ma zamiaru wyjechać :/ Dziś prawie się spotkałam z bocznymi drzwiami samochodu :/ Jechałam wolno, ale to i tak nie pomogło: hamulec - prawie półobrót i wyminięcie samochodu. Kierowca się chyba zdziwił :D Ja za to jestem z siebie dumna, bo nawet się przy tym nie wypięłam z SPD :D
Łooo... Ja laaataaam!!! :D Mój pierwszy raz z SPD ;] Bloki sobie zamontowałam sama, pedałów już niestety nie i musiałam 5 zł wydać ;) Najpierw krążenie z imbusem przed Decathlonem, odkrywanie "jak to działa" i dokręcanie sprężynki ;) Później nad Zalew i wokół niego. Gleb nie było... no była "prawie jedna" ;) na piasku i korzeniach. Ale to dlatego, że asekuracyjnie przed głębszym piachem schodziłam z roweru :D No ale co za jazda! W końcu mogłam jednocześnie pedałować i podskakiwać na górkach/dołkach :D Problemów z wypięciem nie miałam żadnych (może dlatego, że ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu dostałam bloki bardziej przyjazne dla poczatkujących, a nie te standardowo dołączane do pedałów). Gorzej było z trafianiem w zatrzask :D No i chyba ciut inne mięśnie dochodzą do głosu, bo pod koniec tak mnie nogi bolały, że myślałam, że nie wyjadę pod górkę, małą górkę :/ Gorąco jak w piekle...
Wakacje :D Oczywiście, że obroniłam się na 6 :P Teraz można się do mnie zwracać "pani licencjat" hahaha :D W przypadku wystąpienia biegunki służę poradami :P :D
Jak tylko uznałam, że moja wątroba powróciła do stanu sprzed wczorajszego wieczoru i mając nadzieję na to, że ból głowy minie w trakcie jazdy, wyruszyłam przypomnieć nóżkom jak się kręci ;) Najpierw kółko: Rudnik - Dożynkowa, a później tradycyjnie Zalew (spodziewałam się większej "hołoty" na ścieżce, ale nie było najgorzej - tylko jednego psa prawie przejechałam). Niemiłosiernie gorąco i wiatr z każdej strony. Miałam w planach więcej km, ale później stwierdziłam, że po takiej przerwie może to nie być dobry pomysł ;) Dodatkowo źle mi się jechało ze względu na małą przyczepność do roweru, gdyż testowałam nowe buciki Shimano, na zwykłych pedałach (wymiana jutro, jak dojadą :D). To taki prezent od samej siebie z okazji ukończenia studiów ;) Aaaaa... bym przeoczyła: tysiączek w końcu uciułałam mozolnie :D
No to się nieco ufajdałam, bo zahaczyłam o ciepły letni deszczyk - fajny po upalnym dniu :D A wyszłam tylko "na chwilę" rozruszać wciąż utrzymujące się zakwasy po piątkowym bieganiu :/
Mucha w uchu to nie jest zbyt przyjemne doświadczenie :/ Na dodatek nie wiem jak się tam dostała, bo miałam słuchawki w uszach :D
A trasa jak zwykle - Zalew. Na inne pomysły brak czasu, a ponadto jakoś ostatnio mam niewyjaśnione obawy przed jazdą samej w nieznanym terenie :( A na ścieżce to zawsze jakiś ludź się pojawi od czasu do czasu.
Wmordewind i gorąco, bo se założyłam długie majtki (te odblaskowe) :P
Spółdzielczości Pracy - Elizówka - Rudnik - Pliszczyn - Łysaków - Sobianowice (czy jakoś tak...) i powrót tak samo. Za późno się wybrałam :/ A nawet fajna traska, pagórkowata (zmachałam się nieco ;)) Panowie policjanci o mały włos by mnie nie zahaltowali kiedy wyjeżdżając z ul. Hirszfelda miałam zamiar nielegalnie przejść przez dwupasmówkę. Już zwalniali żeby się zatrzymać, na szczęście ja i moja ślepota w ostatniej chwili to zauważyłyśmy i udałam, że tylko przyglądałam się przejeżdżającym autom i szybko uciekłam na chodnik. Potem się jeszcze bezczelnie gapili czy rzeczywiście idę na przejście. No bo kurde, mogli by namalować pasy w miejscu, gdzie rzeczywiście ludzie przechodzą przez ulicę, a nie 100 m dalej :D Przednia lampka jednak umarła na rudnickich wybojach... biedaczka miała dzisiaj swój debiut :D A tak w ogóle to pani "doktór", z uwagi na alergię zabroniła mi teraz jeździć rowerem, hahaha. Póki daję radę, to jeździć będę, a dodatkowa dawka sterydów jeszcze nikomu nie zaszkodziła ;) Ehe.. ehe.. ehe...
Pomykam dla przyjemności po okolicy, a mój rower to Kross Raven Meadow - oponki na większy teren się nie nadają, ale dają radę na naszym polskim asfalcie, który czasem trudno zaliczyć do kategorii "szosa" ;)